środa, 5 lutego 2014

Henning Mankell - "Włoskie buty"

Kiedy spojrzałam na okładkę książki "Włoskie buty" nie zdołałam się opanować. Lubię monochromatyczne barwy i monochromatyczne pisanie, a taka właśnie jest ta książka. Spokojna, dojrzała, dostojna. Chociaż czasami metafory i "zdania-cytaty" są nieco przesiaknięte moralizatorstwem to i tak książkę czyta się z lekkością.



Henning Mankell zasłynął serią kryminałów o Kurcie Wallanderze, jednak moim zdaniem, to nie te dzieła zasługują na szczególną uwagę. Styl pisarstwa Mankella we "Włoskich butach" przypomina miejscami atmosferę z filmu Ingmara Bergmana  "Tam, gdzie rosną poziomki". Z niejakim zdziwieniem i rozbawieniem przyjęłam informacje o tym, że żoną Mankella jest córka wybitnego reżysera. Przypadek? Nie sądzę;) Fabularnie te historie nie mają ze sobą za dużo wspólnego, ale siła szwedzkiego spokoju przebija z tych dwóch wyrazów artystycznych z jednakową mocą.Co do zasady jest chłodno, ale miejscami faktycznie rosną poziomki.

Pisanie o starości i przemijaniu wymaga od autora zrozumienia tematu, a oprócz tego, moim zdaniem, również doświadczenia. Wtedy z pisania wyziera naturalizm, który ujęty w prostej formie, jest dla mnie najwyższą rozkoszą literacką. "Włoskie buty" nie są może aż tak ambitne jak "Żar" Sandora Marai'a, ale niosą ze sobą pewnego rodzaju ładunek emocjonalny, który wzbogaca czytelnika o ciekawe przemyślenia. Głowny bohater stawia sobie istotne pytania: jak dużo czasu mu jeszcze zostało? Czy warto zmieniać cokolwiek w swoim życiu, które jest juz przecież tak dobrze poukładane? Czy jest sens burzyć spokój, tak misternie układany w samym sobie przez większość życia? I wreszcie - czy konfrontacja z błędami przeszłości może mi coś dać, cokolwiek uświadomić, albo poprawić mniemanie o sobie?

W książce pojawia się bardzo ciekawa koncepcja przełamania- moment w którym główny bohater decyduje sie na opuszczenie swojej wyspy i wyruszenie w podróż. Nie traktuje tego jak przygody- wyjeżdża wlaściwie dlatego, że nie ma nic ciekawszego do zrobienia i też trochę dlatego, że ma wyrzuty sumienia względem Harriet- jego dawnej miłości. Wyrusza zatem rozklekotanym wozem w długą drogę, która rozpala w nim reminiscencje jeszcze przez długi czas już po jej zakończeniu. 
Powieść jest w połowie retrospektywna ale dzięki temu zaskakująca. Pokazuje jak bardzo mozna zmienić swój cały świat przez jedną decyzję, jeden płacz, jeden list i jedną chwilę zmęczenia.

Bardzo polecam na długie zimowe wieczory, a dla wielbicieli tej tematyki polecam również "Wiek żelaza" J.M. Coetzee'go

6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz