czwartek, 11 lipca 2013

Joanna Sałyga - "Chustka"

„Chustka” to zapis niecałych trzech lat zmagań z chorobą nowotworową. Joanna, tytułowa „Chustka”, to postać niebanalna, bardzo silna i niezwykle ujmująca. Mimo tego, że są wakacje i z reguły nie lubimy sobie psuć nastrojów takimi trudnymi tematami, ja postanowiłam tę książkę przeczytać i co nieco o niej napisać. Nie chcę dokonywać jakiejś wiwisekcji, ale przeczytałam ją  z powodu mojej mamy, która 14 lat temu pokonała chorobę nowotworową i bardzo, bardzo się cieszę, że jest teraz ze mną.


„Chustka” to książkowa forma bloga prowadzonego przez Joannę od pierwszego dnia jej choroby- a właściwie od dnia, w którym dowiedziała się o niej, aż do końca jej zmagań z rakiem. Ta historia bardzo do mnie przemówiła, ponieważ bliskie są mi opisywane przez nią lęki i problemy.
W tej książce jest przede wszystkim prawda. Prawda, którą przekazywała mi mama i prawda,  którą  staram się odświeżać, rozumieć na nowo
Joanna była fighterką, a jej przekaz jest prosty- trzeba cieszyć się z życia i chłonąć każdą z chwil. Może to truizm (Joanna sama śmieje się,  ze pobrzmiewa w niej Paolo Coelho), ale nie zmienia to faktu, iż nie każdy uświadamia sobie znaczenie tych słów. Oczywiście -praca, nauka, dzieci, dom- to wszystko ustawia człowieka bardzo daleko od problemów innych osób, nie pozwala na filozofowanie, bo czas płynie przecież strasznie szybko. I właśnie dlatego powinniście przeczytać tę książkę.

Życie Joanny „z rakiem w tle” nie jest historią o cierpieniu i bólu. Jest historią o miłości i to historią, która rozrywa serce. Opowiada o umiłowaniu Syna, Niemęża (jak żartobliwie określa swojego partnera), Babci, kota i czterech ścian. Opowiada  o nieustannej walce, z której wielu by zrezygnowało. I o byciu kobietą z ambicjami, własnym zdaniem, a także twardymi argumentami na jego poparcie.

Joanna (autorka) dużo myślała o śmierci, ale pisała o niej dość lekko, często ironicznie. Każdy jej wpis to mały krok w jej kierunku, a mimo to ze stron książki tchnie olbrzymi optymizm i odwaga, która motywuje do poważnego wzięcia się za własne życie. Ta opowieść o nieustających badaniach, powikłaniach, spadkach hemoglobiny i upadkach psychicznych poprzeplatana jest zabawnymi anegdotami z codziennego życia, czasem irytacją, drobnymi złośliwościami i tzw. maksimum w minimum.
Jedyne, co nie do końca do mnie przemawia, to wątki "zen" wplatane w historię, ale cóż, wynika to wyłącznie z różnych poziomów wrażliwości- mojej i Joanny.

Nijak nie mogę wypowiedzieć się o języku, o stylu, czy też zaletach i wadach książki, bo tych elementów w niej nie zauważyłam. Po prostu, czytając tę powieść, zwracałam uwagę na inne kwestie. Na spojrzenie drugiej strony- tej chorej na raka, a nie dziecka nieświadomego powagi sytuacji.  Gdy mama była chora, dziwiłam się, ze jest ogolona prawie na łyso i skarżyłam przez telefon, że dziadek każe mi jeść zalewajkę, a ja nie lubię zalewajki i fajnie by było, gdyby mama już przyjechała z tego szpitala i zabroniła dziadkowi dawania mi tej zupy. „Chustka” opowiada o tym jak to wygląda z punktu widzenia osoby dotkniętej tą chorobą- osoby, która prawdziwie docenia chwile. Każdy moment kolekcjonuje, zachowuje w pamięci i wspomina. Przecież nie samymi zmartwieniami człowiek żyje, nie da się nimi karmić, tak by nie zwariować. Joanna pokazuje to w swoich notkach, których realizm trochę konfunduje, ale sprawia, ze czujemy się do granic realnie.


Dzięki opowieściom mojej mamy, a także mamy kogoś innego, czyli „Chustki”, dużo zrozumiałam i dużo się nauczyłam – przede wszystkim tego, że trzeba się badać. Ale również tego, że opieka, towarzystwo i miłość bliskich to najpiękniejsza celebracja życia pod Słońcem.

PS Adres bloga to: http://chustka.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz