wtorek, 30 kwietnia 2013

Alberto Moravia - "Rzymianka"

Moravia jest jednym z moich ulubionych pisarzy i stopniowo czytam jego kolejne powieści. Moje serce podbił jednak nie "Rzymianką" a "Kobietą Leopard", którą przeczytałam dwa lata temu. "Rzymianka" jest jednak powieścią jakościowo dużo lepszą, z genialnymi, silnie opisanymi charakterami i prawdziwie wciągającą fabułą.


"Rzymianka" opowiada o życiu młodej, ulicznej kurtyzany Adriany, kobiety o pięknie wyrzeźbionym kręgosłupie moralnym i jeszcze piękniej wyrzeźbionym ciele. Dziewczyna pochodzi z gminu i jest wychowywana jedynie przez matkę, która utrzymuje rodzinę z bieliźniarstwa. Wiedzie im się ciężko, dlatego matka stara się zagwarantować córce lepsze życie, proponując jej pracę modelki. Życie dziewczyny mija na pozowaniu do rzeźb, szyciu bielizny i spotkaniach ze znajomymi.  Adriana, pełna złudzeń, zakochuje się w kamerdynerze Gino skrywającym tajemnicę, która przywiedzie później do zguby zarówno jego, jak i zakochaną w nim dziewczynę.

Książka przedstawia upadek kobiety pięknej nie tylko cieleśnie, ale również duchowo. Czytelnik poznając historię Adriany, razem z nią cierpi i buntuje się na niegodziwość tego świata. Dla dziewczyny żyjącej w czasach Mussoliniego chlebem codziennym nie jest światowa polityka, ból wszechświata czy wiara w wielkich wodzów, a jest nim walka o przetrwanie i chęć zaznania chociażby odrobiny luksusu, który postrzegany jest przez bohaterkę jako czysty dom i możliwość posiadania dzieci. Kobieta, która wabi mężczyzn poprzez uniesienie brwi i zapalenie papierosa, nie wiąże ze swoją profesją jakiegokolwiek wstydu, tylko  smutną prawdę, stanowiącą treść jej życia. Adriana jest pogodzona ze swym losem i sama twierdzi, że została stworzona do oddawania mężczyznom swojego ciała. Mimo ciężkiej pracy, kobieta nie traci jednak dziewczęcości i niewinności, która pozwala jej na zjednywanie sobie ludzi i powiększa grono kolejnych zakochanych w niej  mężczyzn. Jednym z nich jest włoski policjant Astarita, który zżerany wewnętrznymi namiętnościami i skrywanymi pod mundurem lękami i problemami z jednej strony obrzydza Adrianę, a z drugiej prowokuje jej współczucie. Adriana dla swoich mężczyzn jest nie tylko świątynią rozkoszy ale również pełni rolę psychoterapeutki. Jest powierniczką ich smutków i najgłębiej skrywanych tajemnic.

W "Rzymiance" podoba mi się przede wszystkim realizm postaci i to, że autor podkreśla te małe radości, które obecne są w życiu kobiety, nad którą wisi hamartia. Jej wewnętrzne piękno, mimo wielu niepowodzeń i cierpień nie zostaje zniszczone, ale objawia się w ogromie miłości, którą jest zdolna obdarzyć swoich kolejnych mężczyzn. Optymizm głównej bohaterki jest czymś zaraźliwym i pozwala na refleksję ze strony czytelnika dotyczącą tego, że faktycznie czasami jest inaczej niż chcemy, ale co z tego, skoro i tak może być pięknie. Chociażby w naszej wyobraźni.

Moravia nakreślił w sposób dosadny podziały jakie panowały w faszystowskich Włoszech i to, że dla zwykłych ludzi wielka polityka nie ma większego znaczenia, życie toczy się dalej, a codzienne problemy nie dotyczą potyczek na froncie, a walki o kawałek chleba. Główna bohaterka jest dyletantką w wielu kwestiach ale nie w zakresie starań o przetrwanie i uczuć, które drzemią w każdym człowieku. Moravia to wirtuoz w zakresie tworzenia postaci prawdziwych, realnych, na miarę czasów, które opisuje. Dzięki temu, "Rzymianka" jest po prostu powieścią prawdziwą do granic goryczy.

Tę lekturę polecam wszystkim zakochanym w klasykach i wszystkim, którzy lubią klimat rzymskich uliczek i subtelnego kobiecego piękna.
8/10
Alberto Moravia

czwartek, 4 kwietnia 2013

Emmanuel Carrere - "Limonow"


    Od razu chciałabym się do czegoś przyznać. Nigdy nie przeczytałam żadnej książki Limonowa. I właściwie nie wiem co mną kierowało kiedy zdecydowałam się na przeczytanie jego biografii. Zazwyczaj czytam biografie, bo na przykład lubię czyjąś twórczość albo, wręcz przeciwnie- nie lubię, lub chociaż ktoś mnie intryguje. W tym przypadku było zupełnie odwrotnie bo z postacią Limonowa zetknęłam się dopiero przy przystąpieniu do czytania książki o jego życiu. Fakt, to troszeczkę dyletanctwo, ale to niestety prawda.

    Jednakże trzeba powiedzieć to wprost- książka jest super, co nie znaczy, ze Limonow jest super. Miałam duży problem z napisaniem tej opinii, gdyż ciężko jest mi oddzielić postać Limonowa wykreowaną przez autora od obrazu, który powstał w mojej głowie po przeczytaniu tej książki. Jest to powieść skonstruowana nietypowo jak na biografię, gdyż można natknąć się na liczne wstawki dotyczące życia autora, który, próbując wskazać pewne podobieństwa i niuanse łączące go z głównym bohaterem, wpada w trochę za duży narcyzm, który uniemożliwia wyłapanie tej „metafory”. Tzn. nadal nie wiem „co autor miał na myśli”. Oprócz tego, moim zdaniem, mankamentu książka jest naprawdę wartościowa, bowiem samo życie Limonowa jest ze wszechmiar interesujące.  

    To książka o rzezimieszku, sadyście, masochiście, dandysie, cierpiętniku, rewolucjoniście i lekkoduchu z przerostem ego – o człowieku, który był tym wszystkimi i jeszcze paroma innymi postaciami. Jak powieść oparta na takich podstawach może być kiepska? Nie wiem. Ta na pewno jest warta zainteresowania. 

    Oprócz postaci Limonowa, Carrere opisuje też kawał rosyjskiej historii przedstawionej z perspektywy bohemy rosyjskiej lat powojennych, a także paryskich wyższych ”kręgów”. Przewijają się nazwiska Josifa Brodskiego (którego kocham miłością szczerą i wieczną), Sołżenicyna, Nabokova, Wieniczki Jerofiejewa i innych, którym Limonow zazdrościł, ale w głębi duszy podziwiał. Autor biografii nie pozostaje ślepy na ludzi, którzy nie mieli aż takiego życiorysu jak Limonow, jednak mają w sobie jego cząstkę- wskazując w to miejsce na przykład Houellebecqa.

    Jestem urzeczona również tym, że książka mimo swojej swoistej formy nie stała się panegirykiem postaci Limonowa. Wręcz przeciwnie! Autor wprowadza nas w świat Eduarda bardzo dokładnie, ale kreśląc ogólny rys sytuacji wskazuje, że bohater często zachowuje się niemoralnie, a czasami wręcz bezdusznie. I wcale nie jest to wyraz jego światopoglądu, tudzież idei. Czasami wyraża to tylko i wyłącznie jego kaprys albo namiętność, której w swoim braku skromności nie potrafił stłumić.

    Autor, chociaż Francuz z pochodzenia, wykazuje się bardzo dużą wiedzą na temat Rosji i jej charakteru. Udaje mu się zobrazować atmosferę jaka mogła panować tuż po wojnie i tę, która panuje teraz. Jako młoda kobieta nie mogę powiedzieć czy pisze on (autor) całą prawdę i tylko prawdę, ale jest raczej przekonujący. Więc czemu by nie przeczytać tego, co ma do powiedzenia?

    Książka podoba mi się z wielu względów, ale trochę tez dlatego, że jest po prostu modna. Rosja powoli staje się modna i dlatego jest to „pozycja obowiązkowa” dla każdego szanującego się mola książkowego.
Gorąco polecam, a ocenę wystawiam dobrą- 8/10

    Zainteresowanym postacią Limonowa polecam wywiad z nim, który znajduje się TUTAJ.

PS Jak to fajnie prowadzić bloga po swojemu i nie musieć pisać jakichś pierdół o autorze ;)

wtorek, 2 kwietnia 2013

John Boyne - "Chłopiec w pasiastej piżamie"


Książek o obozach koncentracyjnych i okrucieństwach wojny powstało wiele. Sama przeczytałam pewnie z piętnaście. I jakkolwiek każda z nich jest  poruszająca, to „Chłopiec w pasiastej piżamie” jest naprawdę oryginalny. Decyduje o tym przede wszystkim fakt, ze narracja prowadzona jest z perspektywy kilkuletniego chłopca.

 Bruno jest synem esesmana,  kierującego obozem w Auschwitz. Chłopiec nie ma świadomości ogromu zbrodni, która dzieje się każdego dnia pod jego oknami. Widzi tylko tłumy ludzi ubranych w takie same „piżamki” o smutnych wyrazach twarzy i szarej cerze. Widzi wiele dzieci, które, ku jego zdziwieniu, nie bawią się, nie grają w piłkę, tylko chodzą w równych kierunkach z miejsca na miejsce.  Chłopiec nie może pogodzić się z tym, że musi tkwić samotnie w swoim domu, podczas gdy tyle dzieci jest „po drugiej stronie”. Dzieci takich jak on, z którymi mógłby się bawić…

Historia jest zbudowana na tyle interesująco, że nie zamierzam zdradzać zakończenia powieści, gdyż czytelnik straciłby całe zaskoczenie jakie niesie ono ze sobą. Chciałabym jednak mocno podkreślić, że takie książki zdarzają się rzadko. Mówi się, ze o okrucieństwach wojny powinno się pisać wprost, nie koloryzować, żeby nie zaburzać „prawdy”. Jak jednak odnieść do tego samą „prawdę”, która, przecież, jest tak bardzo relatywna…? Autor pokazuje „prawdę” dziecka, które wiedzie spokojne życie w pełnej rodzinie, bez widma głodu, ubóstwa czy braku środków do życia. I mimo, iż Brunonowi niczego nie brakuje, to, w całej swojej niewinności, zaczyna dostrzegać rzeczy niepasujące do całej układanki. Zaczyna zadawać sobie pytania: czym te dzieci różnią się ode mnie? Dlaczego chodzą w piżamkach po deszczu? Dlaczego nie mogę się z nimi bawić? Otrzymuje odpowiedź w zasadzie prostą, jednak bardzo enigmatyczną. „Bo to Żydzi”.  Dziecko jednak nie rozumie do końca znaczenia tego słowa. W umyśle dziecka nie istnieje tego typu klasyfikacja –on widzi drugiego człowieka- z nosem, parą oczu, ustami, rękami, nogami i tułowiem. I brak jakichkolwiek powodów, które mogłyby ograniczyć jego naturalną ciekawość wobec niego. Z „chłopca w pasiastej piżamie” można wyciągnąć jedną bardzo prostą lekcję: to nienawiść i zazdrość rodzi podziały. To chęć uzyskania władzy niszczy i degeneruje człowieka. To kompleksy, przecież tak bardzo bliskie każdemu człowiekowi, rodzą brak akceptacji dla odmienności. Widzi to dziecko, a dlaczego nie mogą dostrzec tego dorośli? Może faktycznie sporo racji miał Locke twierdząc, ze rodzimy się „czystą kartą”…?

Myślę, że oprócz ciekawej perspektywy, interesującego języka i frapującego zakończenia najważniejszym przesłaniem jest właśnie to, które opisałam. Może to trochę banał, pewnie tak, ale to banał, o którym nie można zapominać zwłaszcza teraz, w czasach, które tolerancji specjalnie nie sprzyjają.

Ogólna ocena to 8/10, czyli jesteśmy już bardzo blisko ideału…